Trochę nowej, miejskiej, kobiecej muzyki

Okres przedświąteczny jest sezonem ogórkowym dla muzyki nowej i nie- lub mało- znanej. Wiąże się to oczywiście z przedświąteczną gorączką prezentową i podsuwaniem konsumentom głównie trzech rodzajów płyt – potencjalnych prezentów: znani artyści, których nowych albumów rzesza fanów nie może się doczekać (a najlepsze są albumy – pogrobowce), wszelkie re-mastery i re-edycje, no i oczywiście wykonawcy wszelcy w wersji „Christmas”. Ja nie mówię, że jest to okres zły, w końcu koniec roku to czas podsumowań, itd., tylko, że w pewnym momencie zawsze zaczynam odczuwać przesyt takim stanem i łaknę czegoś nowego, najlepiej anty-zimowego. Nadszedł ten czas, że wreszcie, buszując pomiędzy falami radiowymi a cyber siecią, zaczynam odczuwać powiew muzycznych świeżości i skręt PR-owskich tendencji.

„Miejska muzyka” to w zasadzie nie gatunek tylko format radiowy, czyli pewna ‚oferta programowa’, przeznaczona dla zdefiniowanej grupy słuchaczy. Wiadomo,  ile par uszu tyle gustów, dlatego większość stacji radiowych stara się skonstruować pewien profil, najlepiej taki, który oczywiście przyciągnie jak najwięcej odbiorców. W związku z tym, w woreczku „urban contemporary„, mieszczą się  zazwyczaj gatunki rozrywkowe: hip hop/rap, R&B, pop, elektronika (m.in. dubstep i drum & bass), a także muzyka  Karaibskich korzeni (czyli np. reggae). Podsumowując: lekkie, łatwe, najlepiej taneczne. Co nie znaczy, że złej jakości. Ja oczywiście zaproponuję wersję „miejską” z hip-indie twistem, alternatywnie musi być. A kobieco, bo tak mi się akurat zebrało.

Poniżej parę propozycji utworów na początek nowego roku:

„Go” to debiutancki singiel Delilah’y, ukazał się w sierpniu zeszłego roku, pierwszy album zapowiadany na marzec 2012.

Co do Florrie to uczucia mam mieszane, ponieważ jak na razie spodobały mi się jej 3 (trzy) utwory. Z drugiej strony na razie wydała 2  EPki i 3 single, także procentowo wypada to nieźle. Artystka pracuje nad kolejną EPką, a ponieważ to taki ładny, czysty pop, nadchodzącym wydawnictwom pewnie również przyjrzę się z przyjemnością, pewnie znowu trochę machając biodrami.

Friends – w sumie zespół, tylko wokal kobiecy. Kwintet z Brooklyn’u, wg NME  jedna z 50 najlepszych grup w roku 2011.

Zola Jesus. Weteranka; 2 albumy, jedna EPka. No, ale mix świeżutki i to autorstwa David Lynch’a. Tak, tak, pan Lynch ostatnio mocno wziął się za muzykę dla odmiany:

Na koniec Azealia Banks, zupełna świeżynka, dopiero pierwsze single światło dzienne usłyszały. Na trzecim miejscu na liście BBC „Sound of 2012”. A kobiecy rap na MAriOli, bo kobiety z krwi i kości i się wściekną, i „pierdol się” rzucą. Przyjemności w nowym, apokaliptycznym 2012-tym. M.